|
Wegetarianin
Siedziałem sobie w pokoju, przy biurku i małymi łyczkami popijałem z masywnego kubka świeżo zaparzoną herbatę, której zapomniałem osłodzić, a nie chciało mi się już wracać do kuchni. Z gorzką miną zastanawiałem się, co jeszcze przydałoby mi się powtórzyć na egzamin z gramatyki historycznej, który miałem zdawać w przyszłą niedzielę, a o którym zapomniałem zupełnie. Miałem właśnie sięgnąć z półki drugi tom Klemensiewicza, by coś sprawdzić, kiedy nagle, zupełnie dla mnie niespodziewanie, zadzwonił telefon. Usiadłem z powrotem na fotelu i podniosłem słuchawkę.
- Słucham? - Powiedziałem patrząc na masywny grzbiet Historii języka polskiego.
- Cześć! Za godzinę będę w Płocku. Wyjdziesz po mnie? - W słuchawce odezwał się znajomy dziewczęcy głos.
- Pewnie! - Krzyknąłem uradowany.
To dzwoniła Anula. Miała przyjechać dopiero jutro, więc zanim wstałem od biurka, jeszcze chwilę się zastanowiłem, co też się mogło w Bydgoszczy wydarzyć, że musiała swój przyjazd przyspieszyć o jeden dzień. Ale czy to źle? zapytywałem sam siebie. Tracę czas na myślenie nie wiadomo o czym, a tu jeszcze ogolić by się należało i nieco odświeżyć tak w ogóle, gdyż mijał właśnie trzeci dzień jak chodziłem po domu w piżamie, korzystając z nieobecności wszystkich, którzy mogliby mnie zmobilizować do zrobienia czegokolwiek niepotrzebnego, i z łóżka wstawałem tylko po to, by zrobić sobie coś do jedzenia, albo zmienić książkę, gdyż przez te trzy ostatnie dni czytałem i jadłem, czytałem i jadłem, czytałem i jadłem, robiąc sobie kilkugodzinne przerwy na sen. No, zapomniałem jeszcze w tym miejscu wspomnieć o wszelkich potrzebach fizjologicznych, by ktoś nie pomyślał, że załatwiałem się pod łóżko albo nie daj Boże w prześcieradło, i jeszcze tylko regularnie myłem zęby, bowiem jestem w stanie obejść się bez wielu rzeczy, ale ze szczotkowania zębów nie byłbym w stanie zrezygnować.
Wszedłem do łazienki i z trwogą uświadomiłem sobie, że nie mam w miarę ostrej maszynki, a ogolić się należało, i aby nieco oddalić od siebie widmo posłużenia się tępym narzędziem postanowiłem, że najpierw się wykąpię, czyli postąpię wbrew utartemu zwyczajowi, w którym to właśnie golenie rozpoczyna poranną toaletę. Woda w kranie nie była za gorąca i zaraz pomyślałem, że pewnie gdzieś niedaleko pękła rura i to już końcówka ciepłej, która zaraz skończy się zupełnie, zatem czynność naprzemiennego namydlania ciała i jego spłukiwania wykonywałem szybciej niż zazwyczaj, o wiele szybciej. Wreszcie kiedy wyszedłem z wanny i energicznie zacząłem wycierać się ręcznikiem, zrozumiałem, że gorącej wody wcale nie odłączono, i co więcej, z kranu zaczęła wypływać coraz to cieplejsza. No nic, pomyślałem stając przed lustrem, tym razem się pomyliłem. Sięgnąłem z półki piankę do golenia i wpatrując się w swoje niezbyt mnie dzisiaj zadowalające odbicie, zacząłem nakładać biel na miejsca gęsto zarośnięte czarnym zarostem. Jeszcze raz spojrzałem na wysłużoną maszynkę i ostrożnie zacząłem jeździć ostrzem po twarzy. Golenie nie należało do najprzyjemniejszych, ale z powodzeniem mogłem je zaliczyć do bardziej krwawych, o czym przekonałem się, kiedy ręcznikiem usunąłem resztki pianki i potem jeszcze, gdy popryskałem się z sykiem wodą po goleniu, którą sprawiła mi na urodziny Anula, a której używałem tylko wówczas, gdy z nią miałem się spotkać, by pachnieć tak jak to sobie wybrała, gdyż normalnie kończę golenie w chwili, gdy wytrę twarz ręcznikiem. Ubrałem się jeszcze w łazience i zanim wróciłem do pokoju, postanowiłem, że na dworzec pojadę taksówką, gdyż za oknem padało straszliwie i wiało jak nie wiem co.
No dobra, to opowiadanie miało być w zamierzeniu miniaturą, i zanim wymknie mi się na dobre spod kontroli, pozwolę sobie na mały przeskok, żeby zmieścić się na dwóch stronach, a poza tym nic ciekawego się po drodze nie wydarzyło, żebym się w tym miejscu dodatkowo rozpisywał - ubrałem się szczęśliwie i dojechałem na dworzec bez spóźnienia, prosząc przy zapinaniu pasów pana taksówkarza, żeby się trochę pospieszył, co też uczynił bez komentarza.
Umówmy się zatem, że właśnie wysiadłem z taksówki, płacąc za (nieprawdopodobnie długi) kurs pięć złotych, bo co jak co, ale taksówki w Płocku mamy najtańsze w całym kraju.
Przypalając papierosa pospiesznym krokiem skierowałem się na peron, gdzie za moment miał wjechać osobowy pociąg z Kutna, który właśnie zapowiadano przez skrzeczące megafony poprzykręcane nieestetycznie do kilku latarń oświetlających teren dworca. Po chwili hamujący hałaśliwie pociąg zatrzymał się i wszystkie drzwi rozsunęły się jednocześnie, przy dźwięku, który kojarzy mi się zawsze z westchnieniem potwornie zmęczonego.
- Cześć Piotruś! - Odwróciłem się i ujrzałem przed sobą uśmiechniętą Anulę. - Macham do ciebie i macham, a ty nic?! - Powiedziała ze słodkim wyrzutem.
- Wiesz przecież, że nie widzę zbyt dobrze. - Odpowiedziałem próbując się usprawiedliwić. - Wypatrywałem cię jak tylko mogłem. - Powiedziałem i pocałowałem Anulę w wypomadkowane na czerwono usta. - Gdzie idziemy? - Spytałem biorąc jej urękawiczoną dłoń w swoją, nieurękawiczoną niestety.
- Masz rękawiczki? - Zapytała.
- Mam. - Odpowiedziałem.
- To załóż. - Nakazała delikatnie. - Przecież nie jest za ciepło. - Zatrzymaliśmy się na chodniku, a ja naciągnąłem na dłonie wyjęte z kieszeni rękawiczki.
- To gdzie w takim razie pójdziemy? - Zapytałem ponownie, biorąc Anulę za rękę.
- Szczerze mówiąc to bym coś zjadła. - Powiedziała nieśmiało, jakby niezdecydowana. - Chociaż z drugiej...
- To świetnie! - Nie pozwoliłem jej dokończyć. - Ja też jestem głodny. Kolega polecił mi pewien nowo otwarty lokal. Zajrzymy do niego dzisiaj! - Wykrzyknąłem wręcz, przyspieszając kroku.
- A daleko to? - Zapytała Anula, teraz to już właściwie ciągnięta przeze mnie po chodniku.
- Niedaleko. - Odpowiedziałem, zastanawiając się, czy zdołam narzucić jeszcze żywsze tempo.
- To tutaj. - Oświadczyłem, kiedy zdyszani stanęliśmy przed szerokimi drzwiami, nad którymi rozpościerał się jeszcze szerszy napis:@&^*#?% ...no właśnie, którego nie potrafię odtworzyć, gdyż nie posiadam w komputerze chińskiej czcionki, a nawet gdybym posiadał, to zapewne nie pamiętałbym które to były znaki, gdyż dla mnie one wszystkie wyglądają tak samo.
Zatem weszliśmy. Wszystkie stoliki były wolne, nie, przepraszam, wszystkie z wyjątkiem jednego, i wobec tego usiedliśmy przy tym, który znajdował się najbliżej stojącego wieszaka, gdzie powiesiliśmy kurtki. Nie zdążyłem otworzyć menu, gdy obok mnie, z lewej strony, pojawiła się zastanawiająco skąpo ubrana, niziutka Chineczka i śmiejąc się szeroko, jak to tylko Chińczycy śmiać się potrafią, powiedziała coś tam w swoim języku.
- I co ty na to? - Zapytała Anula mierząc wzrokiem kelnerkę. - Co jej teraz odpowiesz?
- To poproszę. - Powiedziałem zwracając się do Chinki i palcem wskazałem pozycję w menu. - Dwa razy. - Na wszelki wypadek pokazałem jej dwa palce wytknięte w geście zwycięstwa. Coś tam jeszcze powiedziała, cały czas uśmiechając się szeroko, potem kiwnęła głową, że rozumie i kręcąc powabnie biodrami oddaliła się powolnym krokiem od naszego stolika.
- Jak chcesz, możesz udać się za nią do kuchni. - Powiedziała Anula. - Co tam zamówiłeś? - Spytała, kiedy na nią spojrzałem.
- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami. - Zobaczymy jak nam przyniesie. - Uśmiechnąłem się, ale Anula nie podchwyciła mojego dowcipu.
Nie minęło dziesięć minut, kiedy kelnerka pojawiła się ponownie. Postawiła przed nami dwa kwadratowe talerze i coś powiedziała, śmiejąc się tak samo szeroko, jak poprzednio. Chyba nawet trochę szerzej.
- Dziękuję. - Odpowiedziałem, sądząc iż zapewne życzy mi smacznego.
- Dziękuję. - Powtórzyła za mną Anula, odwijając zawinięte w serwetkę sztućce. - I co to jest? Jak myślisz?
- Nie wiem. - Powiedziałem. - Widzę ryż, jakąś surówkę, i...
- O nie! Piotruś, to jest wieprzowina. - Jęknęła Anula.
- To co? - Zadałem jej najgłupsze chyba pytanie jakie mogłem zadać.
- Przecież wiesz, że nie jem wieprzowiny! - Krzyknęła rozwścieczona. - Gdzie ona jest! - Chwyciła talerz i wybiegła z nim do kuchni śladem drobnej kelnerki, której zrobiło mi się w tej chwili szkoda, gdyż doskonale wiedziałem, że z Anulą to będzie większa awantura. A przecież mała Chinka nic tu nie zawiniła. A może?
|