Męska proza


Zaskakujące połączenie w tytule zapowiada lekturę pełną dziwaczności. Sandacz jest rybą drapieżną, żywiąca się drobnymi rybkami. Bursztyn kojarzy się ze szlachetnym, rozpalającym kamieniem. Drapieżność w wyrafinowanej formie?
Młody mieszkaniec Płocka ma już na swoim koncie pierwszą nagrodę w konkursie im. Stanisława Czycza. Jego debiutancki zbiór opowiadań Sandacz w bursztynie ukazał się w 2001 roku, nakład wyniósł dokładnie 101 egzemplarzy, a w 2005 nastąpiło "wskrzeszenie" prozy Cegiełki przez Korporację "Ha!art".

Opowiadania są pełne niedookreśleń, niedomówień, wreszcie - sprzeczności. Dzisiejszy czytelnik jest taki, że bierze książkę do ręki, ściska ją palcami i jeśli spomiędzy kartek nie zacznie na podłogę skapywać sperma przesiąknięta zapachem damskich perfum, to odkłada książkę na półkę i wychodzi, nic nie kupując - to wizja pani redaktor, bohaterki opowiadania pt. Zatracenie.

Piotr Cegiełka nie wkłada swoich wizji w usta postaci. Jego wizja literatury jest zgoła inna. Bohaterowie żyją własnym życiem. Ma się wrażenie, że ich losy wymykają się spod władzy autora, że zaskakujące zakończenia są niespodziankami dla samego Cegiełki. Czuć tu atmosferę amerykańskiego filmu czarnego lat 40. Panuje klimat melancholii, a dym papierosowy gryzie w gardło. Akcja toczy się w zamkniętych pomieszczeniach, które krępują i zniewalają. I podobnie jak czarny film amerykański uważany jest za gatunek męski, taki sam epitet możemy zastosować do opowiadań Cegiełki. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia bohatera, młodego chłopaka, który kocha, zdradza i jest zdradzany, boi się, błądzi. Cegiełka umiejętnie wnika w intymność życia. Nie ma mowy o banale codzienności. Nawet smarowanie masłem bułki na śniadanie ma egzystencjalny charakter.

Mówiąc językiem Ervinga Goffmana, autora Człowieka w teatrze życia codziennego, Cegiełka ukazuje człowieka poza sceną. Codzienność odgrywana w kulisach jest równie atrakcyjna, co publiczne trwanie w świetle reflektorów. Tym niemniej, Cegiełka nie konstruuje czytelnika jako nachalnego podglądacza. To raczej dokładna obserwacja, rytualna czynność, pretekst, aby stawić znak zapytania przy własnej zwyczajności.

Codzienność to jednak nie wszystko. Dochodzimy do pewnego paradoksu afirmacji codzienności. Bo punkty zwrotne życia nie doczekały się dowartościowania w oczach Cegiełki. Nawet samobójstwo przestaje jawić się jako niezwykłość. Otworzyłem okno i stanąłem na parapecie. Był zimny, ale nie mogłem wrócić po kapcie - czytamy w opowiadaniu Widowisko. Coś, co w rzeczywistości szokuje, na kartkach Sandacza w bursztynie nie wydaje się niczym szczególnym. Poprzez zakręty akcji Cegiełka daje czytelnikowi pstryczek w nos. Wie, że błąd jest wpisany w ludzką egzystencję, więc nie ma powodu, aby wstydliwie przyglądać się samemu sobie.

Monika Roszak
(Pro Arte , 6/2006)

created by Socket-Marketing