Metaliczny posmak spinki do włosów

Czego tu nie ma? Swawolne karły, tysiące wypalonych papierosów, tajemnicze zniknięcia, niezrozumiałe spiski, zagadkowe przedmioty, gęstniejące poczucie zagrożenia... Klimat powieści Piotra Cegiełki przypomina surrealistyczny klimat filmów Bunuela. Gdyby dalej szukać analogii, trzeba by wspomnieć i o Kafce, Gombrowiczu, Hichcocku, Beckettcie i Ionesco... być może o kimś zapomniałam.

Smakowity "Sandacz w bursztynie" przyrządzony jest z siedmiu długich opowiadań. Każde z nich jest pozornie mocno osadzoną w realiach opowieścią o Rolandzie, Judycie czy innym bohaterze, jednak do czasu, aż... W pewnym momencie mocno ufiksowane w rzeczywistości historie zaczynają osuwać się w mroczne rejony podświadomości, w grobową strefę lęku. Z wielką dbałością o szczegół Cegiełka opisuje na pozór normalny, banalny żywot swoich bohaterów: zanim umyją zęby, dowiemy się, że wyciskają z tubki pastę, którą - jak odnotowują w pamięci - trzeba będzie niebawem kupić, wiemy też, jaki fason kapci noszą, w którym kiosku kupują nieodłączne papierosy, albo jak przyrządzają swoją ulubioną jajecznicę.

Wróciłem do swojego pokoju i spojrzałem na łóżko. Nie wiedziałem, czy jeszcze się położyć, ale w końcu rzuciłem się na posłanie. Spod poduszki wyciągnąłem papierosy i zapaliłem jednego. Rozejrzałem się za popielniczką, ale stała w drugim końcu pokoju. Nie chciało mi się po nią wstawać i strząsałem na podłogę. Leżałem nie przykryty na prawym boku i pilnie śledziłem ruchy sekundnika. Budzik pokazywał piątą trzydzieści. Około szóstej powinno pojawić się słońce, choć za oknem nie było już tak ciemno. Nie mogłem przypomnieć sobie, jaki dzisiaj dzień. Chyba poniedziałek. Ładny początek tygodnia, pomyślałem. Chwilę później musiałem zasnąć, bo obudziłem się tuż przed siódmą, trzymając w palcach wypalonego po filtr papierosa.

Kiedy człowiek zaczyna się irytować tą pedantyczną, chciałoby się rzecz - psychopatyczną wręcz drobiazgowością, nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, głównego bohatera kąsa na ulicy wredny, rudy karzeł. W łydkę. Albo... nie, nic więcej nie powiem. Żeby nie psuć smaku tej potrawy - sandacz w bursztynie ma naprawdę wyborny smak. Polecam wszystkim koneserom.

Ambroży, Ambroży biegnie za panną. Ulubiony refren Grubej Joli. Pisanie listów do Immanuela było jedną z większych przyjemności intelektualnych Luizy. Jeśli Karzeł także był kochankiem Hanny, to koniec. Nic mnie już nie zaskoczy po takiej informacji. Ale czy to rzeczywiście prawdopodobne? On i ona, moja piękna narzeczona? Znowu słowa piosenki zdominowały moje myślenie. Czasami to jest nie do zniesienia. Czy można się wówczas modlić? Może to i dobrze, że tak rzadko chodzę do kościoła. Czy można w takich chwilach w ogóle myśleć o Bogu? Wydaje mi się, że raczej... Zaraz. Chwila. Islam. Jak brzmiał ten przerażający wers? A ostateczny cel niewiernych to ogień. Dwa jego boczne skrzydła stały naprzeciwko siebie. W którym skrzydle mieszkała Teresa z teściową?

Justyna Pobiedzińska
(Relaz, 12/2005)

created by Socket-Marketing