|
Ida
Przyjechałem do domu tuż przed północą. Drzwi otworzyła mi siostra, której tak naprawdę nigdy nie miałem. Postawiłem walizkę na podłodze w przedpokoju i powiedziałem - cześć. Odpowiedziała mi tym samym i spróbowała się uśmiechnąć. Wyglądało to trochę tak, jakby próbowała się usprawiedliwić, że płacze. Makijaż rozlał jej się po całej twarzy i naprawdę wyglądała smutno. Rozsznurowując buty pomyślałem, że w takiej chwili każdemu wolno popłakać i ona wcale nie musi się przede mną usprawiedliwiać. Wszyscy w domu już spali. Właściwie to nie zauważyłem, że jest już tak późno. Byłem trochę zły na matkę, że nie poczekała na mój przyjazd. Monika powiedziała, że dzisiaj wyjątkowo długo przetrzymali ją w pracy. Odpowiedziałem, że w innych okolicznościach owszem, ale dzisiaj to żadne wytłumaczenie. Kiedy przechodziliśmy do kuchni zatrzymałem się chwilę przed sypialnią rodziców. Oboje słuchaliśmy chrapania ojca. Monika pokręciła z niedowierzaniem głową i powiedziała, że nie rozumie, jak można spać z kimś takim. Odpowiedziałem, że to kwestia przyzwyczajenia. Ja też chrapię w łóżku, i dzisiaj Ida już sypia ze mną bez narzekań. Ida to moja narzeczona, ale ona nie zdołała przyjechać na pogrzeb. Dostała szoku i cały czas szprycowali ją jakimiś ostrymi środkami uspokajającymi. Po którymś zastrzyku podobno wszystko jej się pomieszało i zaczęła tańczyć z radości, i wszystkim opowiadać, jak to wspaniale i że tak naprawdę to ona się cieszy z tego pogrzebu.
W kuchni Monika odgrzała mi pieczeń, którą zjadłem z ogromnym apetytem. Już nie pamiętałem, kiedy ostatnio tak mi coś smakowało. Monika była zawsze świetną kucharką. Gotowała naprawdę wspaniale i w ten sposób imponowała wszystkim facetom wokół. Ale jak na razie żadnego nie zdołała przytrzymać na dłużej. A jest przecież ode mnie starsza o prawie trzy lata.
Potem wszystko poszło już szybciej. Nawet sam się umyłem, ale Monika cały czas czekała pod drzwiami łazienki, gotowa pomóc w każdej chwili. Rozbierając się w łazience byłem już trochę zesztywniały, ale gorąca kąpiel zwróciła mi dawną sprawność. Obyło się zatem bez pomocy. Potem ubrałem się w garnitur, który specjalnie kupiono mi na tę okazję i zanim jeszcze wystygłem na dobre, ułożyłem się na miękkim atłasowym posłaniu, w trumnie, którą postawiono na podwyższeniu. Musiałem pomóc sobie krzesłem i oczywiście się potknąłem. Mało brakowało i wszystko bym poprzewracał. Obudziłbym rodziców, a potem ojciec wszystkim by opowiadał, że nawet w ostatniej godzinie narozrabiałem, lub coś w tym stylu. No, ale koniec końców udało mi się i po chwili leżałem już w trumnie jak należy. Monika pogłaskała mnie po czole, a potem zgasiła światło i wyszła z pokoju.
Rano z trudem podniosłem zesztywniałe powieki, ale oczom odsłoniłem tylko ciemność. Za chwile usłyszałem odgłos wbijanych gwoździ i pomyślałem, że teraz to już naprawdę jest po wszystkim.
Wśród ogólnego lamentu rozróżniłem płacz matki. Potem podnieśli mnie i poczułem się tak, jakbym dryfował na spokojnym morzu. Płynąłem tak przez jakieś pół godziny. Na cmentarzu posłuchałem sobie księdza, a mistrz ceremonii trochę mnie nawet rozśmieszył. Potem znowu poczułem się tak, jakbym dryfował, ale już jakby inaczej, i wtedy właśnie lament był największy. Słyszałem matkę i Monikę. Chyba nawet ojca. Ale z sekundy na sekundę robiło się coraz ciszej. I potem przeraził mnie odgłos rzuconej ziemi. Zrobiło mi się naprawdę przykro, i gdyby wtedy dało radę jeszcze wszystko odwrócić, to na pewno bym się wycofał. Pojechałbym po Idę i pewnie od razu poszlibyśmy na te zielone lody pistacjowe, które tak uwielbiała.
- Ciekawe, co teraz robi? , pomyślałem, i nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się zupełnie cicho.
|