|
Chybił, ale trafił
Środa upłynęła pod znakiem toto-lotka. W puli szesnaście milionów. Przed żółtymi kioskami, przez cały dzień, kolejki jak przed sklepami mięsnymi, jeszcze w czasach, których za dobrze nie pamiętam. W końcu i ja poszedłem. Chyba godzinę przed zamknięciem. Stanąłem w, i tak mimo późnej pory, kilkunastoosobowej kolejce, z miną mówiącą wszystkim, że po co tu stoicie i czas marnujecie, jak to ja mam tych sześć numerów. W dupy sobie powsadzajcie wszystkie wasze systemy. Jakby mnie ktoś zapytał wtedy, jakie liczby skreślam, nie powiedziałbym, za nic, chyba że, no właśnie, za równowartość wygranej.
W czwartek pojechałem do Ani. Siedzieliśmy w jakimś lokalu bez nazwy i piliśmy piwo. Zapytała czy wczoraj zagrałem.
- Pewnie. - Odpowiedziałem.
- I co?
- No jak to co? Znowu nic. - Napiłem się z kufla. - Jedna dwójka mi się trafiła. Na osiem zakładów. Poszedłem tylko dla czystego sumienia, żeby sobie potem nie mówić, o, nie poszedłeś, a może tym razem to był twój dzień. I przez twoje lenistwo szesnaście milionów poszło w czyjeś ręce.
- I co byś Piotruś zrobił, jakbyś wygrał? - Zapytała przypalając papierosa.
- Nie wiem. - Zastanowiłem się przez chwilę. - Najchętniej kupiłbym tę jebaną szkołę i następnego dnia spalił wszystko w pizdu. Żeby już nikogo nie naciągali. - Zaśmiała się. - Mówię poważnie.
- A tak jeszcze poważniej?
- No cóż. Pewnie jakieś mieszkanie w Paryżu, tylko po co? Drugie w Krakowie, we Wrocławiu pewnie też, bo Wrocław mi się podoba prawie tak jak Kraków, i tu, w Bydgoszczy, gdzie zawsze moglibyśmy, no wiesz, to twoje miasto. - Słuchała mnie w milczeniu, i tylko zaciągała się dymem. - No i jakiś samochód bym sobie kupił, no bo jak to tak, kurwa, autobusami miałbym jeździć po całej Polsce? - Tym razem nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem.
- A ja pensjonat nad morzem bym chciała, i jeszcze jakiś lokal, tu, w Bydgoszczy. - Wyznała z rozmarzeniem.
- Taki? - Spytałem tonem, jakbym za chwilę miał wstać od stolika i go kupić, oczywiście jeśliby tylko przypadł mojej dziewczynce do gustu.
- Nie. - Rozejrzała się wokół siebie. - Ten mi się w ogóle nie podoba. Jednopoziomowy? - Spojrzała na mnie krzywo i roześmieliśmy się głośno. - A ty zapomniałeś o czymś.
- Ja? - Spytałem. - O czym?
- A twój domek na wsi?
- No tak. - Przypomniałem sobie. - Faktycznie. Bieszczady, albo lepiej Beskidy. Zapomniałem o domku. I dwa koniki, żebyśmy sobie mogli zawsze pojeździć. I weranda po zachodniej stronie. Fakt.
- Pojechałabym też w podróż dookoła świata. - Dodała po chwili. Spojrzała na zegarek. - Musimy się pospieszyć. Pociąg masz za niecałą godzinę.
Pociąg zatrzymywał się na toruńskim dworcu, gdy właśnie dopalałem swojego pierwszego papierosa w podróży. Jechałem sam w przedziale, co bardzo mnie cieszyło, aż tu nagle, właśnie w Toruniu (kiedy przez przybrudzoną szybę patrzyłem na ogromną toruniankę w stroju ludowym, która z szerokim uśmiechem reklamowała sery topione), do przedziału wpadła pięć osób, studentów, czterech chłopców i jedna dziewczyna, brzydka bardzo, ale miła. Jechali chyba w Bieszczady, gdzieś tam, zaczęli przeglądać mapę, i głośno się zastanawiać, czy lepiej im wysiąść na dworcu zachodnim, czy może centralnym - mowa o Warszawie oczywiście, gdzie mieli przesiadkę.
- I gdzie wysiadamy? - Zapytał jeden. - Na zachodnim czy centralnym?
- Lepiej na centralnym. - Odpowiedział drugi. - Jak nie przestanie padać, to zmokniemy na tym zachodnim.
- To jest akurat najmniejszy z istniejących problemów. - Odezwał się niespodziewanie trzeci, siedzący przy samych drzwiach.
- Nie wiecie, czy ktoś wygrał wczorajszego toto-lotka? - Zapytała niespodziewanie dziewczyna.
- Dwóch gości. - Powiedział ten, u którego na kolanach, leżała rozłożona mapa. - Dostali po osiem.
- Ja pierdolę. - Powiedział drugi, czarnowłosy. - Wygrać tak szesnaście baniek. Kurwa. - Zaklął z rozmarzeniem.
- Nawet osiem. - Powiedział kartograf.
- Nawet osiem. - Wszyscy powtórzyli, niczym chór za solistą, bardzo profesjonalnie.
- W sumie, za te szesnaście milionów, to nie wiem, czy kupiłby porządną fabrykę. - Powiedział filozof, ten, który siedział przy drzwiach. Aż odwróciłem głowę od okna, by spojrzeć, któż to taki.
- A ja bym... ...tak pół miliona... ...dał na instytut. I całej kadrze swojego wydziału kazałbym do siebie mówić mistrzu. - Powiedział kartograf, szukając czegoś na mapie. W tym momencie weszła do przedziału pani konduktor. Cała piątka zaczęła szukać biletów, jedni w plecakach, drudzy w kurtkach, oprócz mnie, bo miałem już sprawdzany, zaraz jak pociąg wyjechał z Solca Kujawskiego.
- Nie. Nie szukajcie. - Powiedziała pani konduktor. - Weszła do przedziału i usiadła pomiędzy brzydką ale miłą dziewczyną a kartografem. - Ja tylko chciałam zapytać, czy graliście wczoraj w toto-lotka?
|